Jako przerywnik w maratonie chorób oraz by zapobiec całkowitej demolce mieszkania przez dzieci,odbyliśmy wczoraj ciekawą wycieczkę w równie słodkie i kolorowe miejsce. Natalka "ukręciła" sobie lizaka, Nikodem wysmarował się tak, że sam lizaka przypominał a ja... też miałam frajdę, bo uśmiech nie znikał z twarzy dzieciaków.
Tutaj nasza ciasteczkowa ekipa w okrojonym składzie (bez fotografa)
Natalka w asyście personelu rozpoczyna pracę Tutaj robi "kręciołka"
Wieczór minął bardzo miło i choć nie udało nam się zaparkować na warszawskiej Starówce, by zobaczyć z bliska magiczną choinkę, to przez okno samochodu stojącego w korku także nieźle się prezentowała ;-)
słodki widok :)
OdpowiedzUsuńSłodko i "bosko" to wygląda :)
OdpowiedzUsuńAle bym zjadła takiego wielkiego lizaka!
OdpowiedzUsuńRośnie Ci następczyni, będzie miał kto kontynuować ciasteczkową tradycję! :)))
OdpowiedzUsuń